Przereklamowana Copacabana, klimatyczna Ipanema i monumentalny pomnik Chrystusa Odkupiciela
Mieszkańcy Rio, tzw. cariocas, mówią, że Bóg przez sześć dni tworzył świat, a siódmy przeznaczył właśnie na Rio de Janeiro. Coś w tym jest, ponieważ mimo mega brudu i biedy, miasto niewątpliwie fascynuje.
Pojechaliśmy tam na karnawał i szaloną zabawę na Sambodromie… (o moim rozczarowaniu możecie przeczytać TU 😉 ) Bilet powrotny mieliśmy z Buenos Aires, dlatego po drodze zamierzaliśmy jeszcze zwiedzić część Brazylii, Paragwaju, Urugwaju i Argentyny. A przede wszystkim, chcieliśmy zobaczyć Wodospady Iguazu (TU z kolei możecie przeczytać o moim zachwycie 🙂 ). W związku z tym, zdecydowaliśmy się zostać w Rio tylko trzy dni. Z braku czasu i chęci nie odhaczaliśmy wszystkich głównych atrakcji jak leci. Woleliśmy na spokojnie wsiąknąć w klimat miasta, rozmawiać z mieszkańcami, obserwować ludzi na ulicach i raczyć się lokalnymi przysmakami 🙂
Zwiedzanie zwiedzaniem, ale coś jeść trzeba. O jedzeniu w Rio słów kilka.
.
W fast foodach i barach
Na wakacjach folgujemy sobie z niezdrowym jedzeniem, dlatego często zaglądaliśmy do fast foodów i barów 🙂 Jednak tylko po to, by zjeść typowe brazylijskie przysmaki. Smakowała nam na przykład Pastela, czyli głęboko smażone cienkie ciasto wypełnione m.in. mięsem i warzywami, za ok. 15 reali, czyli ok. 15 złotych. Na wynos braliśmy Coxinhę. To coś w stylu krokieta, tylko, że z kurczakiem, jajkiem, cebulą i pietruszką. Płaciliśmy po ok. 5 reali, czyli ok. 5 złotych i ruszaliśmy w drogę. Na śniadanie jedliśmy banany 🙂
W restauracjach
Porcje w restauracjach są ogromne, dlatego, by nie przepłacać i nie wyrzucać jedzenia, warto wziąć jedno danie na dwie osoby. Wtedy jeszcze jedliśmy mięso, więc zamówiliśmy Churassco, czyli brazylijski przysmak z grilla składający się z różnego rodzaju mięsa. Do tego frytki i sałatkę. Za ok. 60 zł razem z napojami. A za drugim razem wzięliśmy brazylijskie danie narodowe – Feijoadę completę. To taki gulasz składający się z różnego rodzaju mięsa i czarnej fasoli. Podawany z farofą (prażoną i zasmażaną mąką z manioku), a także ryżem i sałatką. Jedna porcja kosztowała ok. 45 zł. Niestety nie mam zdjęć. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że założę bloga i nie przyszło mi do głowy, żeby fotografować jedzenie w knajpach 🙂
A teraz do rzeczy 🙂 Jak pisałam, nie zwiedzaliśmy wszystkich głównych atrakcji jak leci, ale niektóre miejsca po prostu musieliśmy zobaczyć. Mimo tłumu turystów. Oto one:
Copacabana, nazywana Copą
Pierwszego dnia wybraliśmy się na najpopularniejszą chyba na całym świecie plażę. I znowu okazało się, że jak nastawię się na coś, to się rozczaruję 🙂 Przede wszystkim, sama plaża nie zrobiła na mnie jakiegoś mega wrażenia. Co prawda jest bardzo długa i szeroka, a to raczej rzadkość, ale tak poza tym to… piasek jak piasek, woda do najczystszych nie należy… Jeszcze bardzo zatłoczona, z mnóstwem handlarzy i przy kilkupasmowej ulicy.














Jak Bałtyk…
W sumie leżąc na leżaku można poczuć się jak nad Bałtykiem 😉 Nie żebym narzekała na nasze morze, ale po najsłynniejszej plaży na świecie spodziewałam się duuużo więcej. Próżno tam jednak szukać jednego wielkiego skupiska parawanów. Zamiast nich zobaczycie np. boiska do gry w tzw. footvolley. To skrzyżowanie siatkówki i piłki nożnej jest prawdopodobnie najpopularniejszym plażowym sportem w Brazylii. Polega on na odbijaniu piłki każdą częścią ciała, oprócz rąk, tak, aby przebić ją za rozciągniętą siatkę na pole przeciwnej drużyny.
tylko bez żołnierza z giwerą w helikopterze…
No i nad polskim morzem nigdy nie widziałam latającego nisko, wzdłuż plaży, helikoptera z siedzącym na krawędzi drzwi żołnierzem z giwerą w ręku.


Plaża i przylegający do niej deptak ciągną się przez 4 kilometry. Wzdłuż ulicy zobaczycie mnóstwo ekskluzywnych restauracji, hoteli, a także butików z odzieżą najbardziej znanych marek, ale i tak Copacabana wydaje się mocno przeciętna. Przyjeżdżają na nią głównie mieszkańcy biedniejszej północy i turyści.
Słynny brazylijski kult ciała? Chyba nie na Copacabanie 🙂
Naczytałam się, że w Brazylii panuje mega silny kult ciała, więc wyobrażałam sobie opalonych, pięknie zbudowanych mężczyzn i zgrabne kobiety ze sztucznymi piersiami w kusych strojach kąpielowych. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam sporo ludzi znacznie odbiegających od moich wyobrażeń. Oczywiście zdarzali się przypakowani kolesie, ale nie w takim zagęszczeniu jak myślałam. I nie, żebym sama była jakąś fit girl, na zdjęciach widać, że nie jestem 🙂 Ale to kolejny przykład na to, że nie można wierzyć we wszystko co się przeczyta.
Ipanema
Do czytania tego akapitu możecie puścić sobie słynną piosenkę pt.: „Dziewczyna z Ipanemy” w moim ulubionym wykonaniu 🙂
Na niej z kolei (na plaży, nie na dziewczynie 😉 ), wypoczywają głównie mieszkańcy okolicznych luksusowych osiedli. I wcale im się nie dziwię. Ipanema jest zdecydowanie bardziej klimatyczna i fotogeniczna. A Travel Channel uznał ją nawet za najseksowniejszą plażę na świecie 🙂






W jej tle widać charakterystyczne Wzgórze Dwóch Braci, czyli Morro Dois Irmãos.




Półwysep Arpoador
Tuż przed zachodem słońca koniecznie wejdźcie na półwysep Arpoador, położony pomiędzy Copacabaną a Ipanemą.










Widok z tej perspektywy jest naprawdę niezły 🙂


Czaszka z wbitym sztyletem na tle skrzyżowanych karabinów…
Wieczorem atmosfera robi się klubowa, jednak pamiętajcie, żeby trzymać się bliżej ulicy.




Pod żadnym pozorem nie chodźcie po plaży w nocy, bo w NAJLEPSZYM wypadku możecie stracić zęby albo portfel… Chyba w żadnym innym kraju przy plaży nie widzieliśmy posterunku komandosów do walki ze zorganizowaną przestępczością. Ich logo to czaszka z wbitym w nią sztyletem na tle skrzyżowanych karabinów… A przy posterunku stał jeszcze żołnierz z największą giwerą jaką kiedykolwiek widzieliśmy na żywo.


Nieświadoma panienka z dobrego domu
Na Ipanemie, w kolejce do toalety zgadałam się z pewną Brazylijką. Była w szoku, kiedy dowiedziała się jaki mamy plan podróży. Co z kolei zszokowało mnie, bo z tego co ona mówiła wynikało, że Brazylijczycy w ogóle nie podróżują. Później cały czas powtarzała, że Rio to cudowne, pełne dobrobytu miasto… Szybko zorientowałam się, że mam do czynienia ze zwykłą ignorantką. Typową bogatą panienką z tzw. dobrego domu, która poza Ipanemę nie wyściubiła nawet nosa. Każdy, kto choć trochę interesuje się tym, co dzieje się na świecie wie, że słynące z karnawału i pięknych plaż Rio, to miasto prawdziwych kontrastów. Walki gangów, przestępczość narkotykowa i wysoki wskaźnik zabójstw są tam na porządku dziennym, a brud i bieda aż piszczą.
Pomnik Chrystusa Odkupiciela
Następnego dnia udaliśmy się na górę Corcovado, żeby z bliska zobaczyć jeden z nowych siedmiu cudów świata: 38-metrowy pomnik Jezusa Chrystusa, upamiętniający setną rocznicę niepodległości kraju. Ten największy tego typu posąg na świecie jest charakterystycznym punktem nie tylko dla Rio de Janeiro, ale również dla całej Brazylii. Dostaliśmy się do niego dokładnie po 222 schodkach, ale można też wjechać kolejką linową. Co ciekawe, pomnik został zaprojektowany przez Paula Landowskiego, francuskiego rzeźbiarza polskiego pochodzenia.


Jak widzicie, na idealną fotę nie ma co liczyć… ale zawsze można przybić piątkę Chrystusowi 🙂


Muszę przyznać, że widok z tej granitowej góry na nowoczesną metropolię z licznymi wzgórzami, pomiędzy które wlewa się ocean, robi wrażenie i jest to chyba jedno z najpiękniej położonych miast na świecie.












Głowa Cukru
Jeśli jesteście fanami wspinaczki, koniecznie udajcie się na Głowę Cukru (Pão de Açucar). To jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na świecie. Będziecie mieli tam ponad 270 tras do wyboru. Na szczyt można też wjechać kolejką linową, która kursuje co 20 minut. Charakterystyczna góra znajduje się nad Zatoką Guanabara i mierzy 396 m n.p.m. Widziałam na zdjęciach, że rozpościera się z niej całkiem niezły widok. My jednak nie skorzystaliśmy z tej atrakcji. Po Corcovado mieliśmy już dość turystycznych miejscówek i wszechobecnego tłumu. Grześ narzekał, że nie poszliśmy też na legendarny stadion Maracana, ale byliśmy już na kilku i wcale nie żałuję. Zdecydowanie wolałam w tym czasie po prostu włóczyć się po mieście i chłonąć jego klimat.














Mieszkańcy Rio, tzw. cariocas, mówią, że Bóg przez sześć dni tworzył świat, a siódmy przeznaczył właśnie na Rio de Janeiro. Coś w tym jest, ponieważ mimo mega brudu i biedy, miasto niewątpliwie fascynuje. Myślę, że to zasługa bliskości natury: oceanu, mnóstwa tropikalnych palm i niezapomnianych widoków. A także radosnych, życzliwych ludzi, którzy naprawdę potrafią cieszyć się życiem.